Wojciech Włodarczyk, Tadeusz Deszkiewicz, Wiktor Aleksander Bregy
Wojciech Włodarczyk, Tadeusz Deszkiewicz, Wiktor Aleksander Bregy
Tadeusz Deszkiewicz Tadeusz Deszkiewicz
827
BLOG

Moje radio – okruchy wspomnień

Tadeusz Deszkiewicz Tadeusz Deszkiewicz Rozmaitości Obserwuj notkę 0

          Mija właśnie 90 lat istnienia Polskiego Radia najwspanialszego wynalazku XX wieku. Gdy zaczynałem tam pracować było o  40 lat młodsze.

Jednak pierwszy raz przekroczyłem progi tej szacownej instytucji o wiele wcześniej. Moja Mama pracowała wówczas w fonotece radiowej. Przypadek sprawił, że byłem „pod ręką” gdy  na początku lat sześćdziesiątych realizowany był  „Zielony Magazyn”. Potrzebny był chłopiec. Poszedłem do studia i powiedziałem kilka zdań. Od tej pory brałem udział w wielu produkcjach publicystyki i Teatru Polskiego Radia. Niedługo potem Andrzej Kudelski zaproponował mi udział w słuchowisku „Kto sprzedaje lemoniadę”. Potem był paradokumentalne słuchowisko autorskiego duetu Andrzej Kudelski - Jerzy Janicki „Jego własna prawda” (do dziś mam skopiowaną wiele lat później ze zbiorów mojej mamy kasetę).

Pamiętam dobrze niezwykłą realizację słuchowiska Ernesta Hemingwaya „Stary Człowiek i morze” z legendarnym Janem Świderskim w roli głównej. Grania u boku takiej gwiazdy zazdrości mi wielu zaprzyjaźnionych, współczesnych aktorów. Niestety taśma została ponoć zniszczona podczas zalania magazynów radiowej fonoteki.

To były pierwsze radiowe kroki, ale  właśnie wtedy połknąłem radiowego bakcyla.

Kiedy byłem na studiach zostałem poproszony przez „Trójkę” o przygotowanie kilku audycji o flamenco. Od tej pory wiedziałem już, że kiedyś będę tu pracował.

W 1976 roku spotkałem się z red. Janem Weberem. Kończyłem właśnie studia polonistyczne a Jan Weber przywiązywał ogromną wagę do czystości radiowego języka. Dał mi teczkę z tekstami audycji i powiedział: „Na jutro chcę mieć korektę”. Zrobiłem ją bardzo rzetelnie i w 1977 roku rozpocząłem stałą pracę w Naczelnej Redakcji Muzycznej PRiTV. Zaczynałem jako tzw. „redaktor stylistyczny” od poprawiania cudzych błędów, ale od czegoś trzeba zacząć. Radiowa szkoła Jana Webera została we mnie na zawsze. Jego uwagi to elementarz radiowca, np. zapowiedzi wsteczne o których niewielu radiowców dziś pamięta.

Po pewnym czasie zgłosiłem się do szefa aby pozwolił mi robić swoje własne audycje. Zaproponowałem to czym się zawsze interesowałem – teatr. Weber się zgodził i tak rozpocząłem swój autorski cykl „Muzyka w teatrze”. Wkrótce doszedł drugi „Klasycy muzyki filmowej”. Sięgałem do przepastnych radiowych archiwów i wyciągałem taśmy bardzo rzadko wykorzystywane. Przygotowywanie było bardzo pracochłonne, bowiem nie było żadnych źródeł, ale w efekcie  w obu cyklach udało mi się zrobić po kilkaset  audycji.

         Nasz program znajdował się wtedy na I piętrze bloku D na Woronicza. Polubiliśmy się bardzo z nieodżałowanym  Andrzejem Chłopeckim. Gdy zacząłem pracować w radiu on tam był już od roku. Zawsze niepokorny, pewnie wygłaszający swoje – nierzadko kontrowersyjne – poglądy. Gdy stworzył „Kontrapunkty” miał zaledwie 25 lat. Imponował mi swoją erudycją, wiedzą i muzyczną intuicją. Słuchałem jego felietonów zafascynowany, choć… niewiele rozumiałem. Dlatego byłem zaskoczony, ale i dumny, gdy zaproponował mi współpracę przy robieniu tego legendarnego radiowego magazynu.

Gdy nastał mrok stanu wojennego w czasie radiowej weryfikacji próbowano nas poróżnić. Weryfikatorzy każdego z nas ostrzegali przed drugim. Nie udało się. Nie udało się także złamać naszego wspaniałego zespołu. Myśmy po prostu się lubili i mieli do siebie zaufanie. Przychodziliśmy do pracy nie tylko z obowiązku, ale dla przyjemności. By ze sobą pobyć, żeby pogadać.

Kiedy nasz program zaczął raczkować w audycjach na żywo znalazłem się w zespole „Radia Kontakt”. Do dziś mam zrobione „z anteny” nagranie pierwszego wydania tego niezwykle popularnego magazynu z telefonicznym udziałem słuchaczy, prowadzone przez Tomka Szachowskiego.

W grudniu 1990 roku nowojorska Metropolitan Opera rozpoczęła transmisje swych spektakli do Europy. Z uwagi na różnice czasu spektakl rozpoczynał się o godzinie 13 by u nas mógł być na antenie o 19. Prowadzenie tych transmisji zaproponowano Wojtkowi Włodarczykowi, który właśnie przeniósł się do nas z radiowej Trójki i mnie. To było niezwykłe przeżycie. Świadomość, że w tym samym momencie na legendarnej scenie MET znajdują się gwiazdy znane nam do tej pory tylko z płytowych nagrań. W przerwie „na żywo” tłumaczyłem barwne komentarze Petera Allena, który z MET prowadził relacje. Aby wzbogacić nasze transmisje zacząłem dzwonić do Nowego Jorku i nagrywać rozmowy z artystami i kompozytorami. Pamiętam rozmowę z Johnem Corigliano z okazji premiery jego opery „Duchy Wersalu”. Był zaskoczony, że w Polsce transmitujemy jego dzieło. Niedługo potem doszedł do nas Wiktor Aleksander Bregy i w tym tercecie oraz Wojtkiem Maruchą zgodnie zajęliśmy się operą na antenie radiowej „Dwójki”, a nasza „Opera na życzenie” biła rekordy popularności. Wiktor wybitny znawca opery wiedział o niej chyba wszystko, Wojtek Włodarczyk swoim głosem uwodził słuchaczki, a Wojtek Marucha mrówczą pracą wyszukiwał wszystko co dotyczyło głównie polskiej i włoskiej opery. No i Małgosia Jędruch, która - choć zajmowała sie głównie muzyką ludową - była dobrym duchem naszego teamu. To był niezwykły zespół. Nigdy potem nie pracowałem w tak zaprzyjaźnionej i zgodnej grupie.

Gdy powstało Studio Koncertowe S-1 (późniejsze Studio im. W. Lutosławskiego) do  najnowszej warszawskiej sali koncertowej zaczęli przyjeżdżać najwybitniejsi artyści. Mając ich na miejscu nie mogłem zaprzepaścić okazji i nie zaprosić ich do studia – Menahem Pressler, Shura Cherkasssky, Sigisvald Kuiken, Aleksiej Sułtanow, Edward Auer etc.

Potem współpraca z Radiowym Centrum Kultury Ludowej, którą zaproponowała mi wspaniała Marysia Baliszewska i wyjazd do Zakopanego by prowadzić na żywo studio Międzynarodowego Festiwalu Folkowego Europejskiej Unii Radiowej (EBU).

No i cudowna współpraca z radiową Jedynką - cotygodniowe, czwartkowe audycje "Muzyka Nocą". Uwielbiałem te noce do których zapraszałem swoich przyjaciół muzyków, aktorów. Niezapomniana atmosfera w studiu i w kontakcie ze słuchaczami.

Nie sposób wymienić wszystkich niezwykłych dziennikarzy z którymi pracowałem w "Dwójce", bo to tylko okruchy wspomnień. Radio dało mi szansę spotkania wielu wspaniałych ludzi. Naczelna Redakcja Muzyczna, a potem „Dwójka” to miejsce gdzie pracowali wybitni specjaliści, wielkie autorytety, ludzie ogromnej klasy, choć zdarzało mi się również spotykać ludzi „bez klasy”, których nazwisk nie wymienię bo do dzisiaj pracują w al. Niepodległości. Ale nie byli to ludzie „Dwójki”, która była brylantem Polskiego Radia.

Tadeusz Deszkiewicz

Zobacz galerię zdjęć:

Wojciech Marucha (+19.08.2000)
Wojciech Marucha (+19.08.2000) To tez w radiu, tylko.... w San Francisco

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości